Blue Monday – jak nie dać się depresji?
Nie przepadasz za poniedziałkami? Z pewnością nie jesteś odosobniony w swoich odczuciach. Według Brytyjczyków jednak nie wszystkie poniedziałki są sobie równe. Istnieje bowiem jeden dzień w roku, kiedy większość z nas czuje się zdecydowanie najgorzej. Nosi on nazwę Blue Monday i przypada na trzeci poniedziałek stycznia – w tym roku będzie to więc 21.01.
Pomysłodawcą koncepcji „najgorszego dnia w roku” jest brytyjski doktor psychologii, Cliff Arnall wykładający na Cardiff University. W 2004 roku opracował wzór uwzględniający czynniki meteorologiczne, psychologiczne oraz ekonomiczne. Na podstawie swoich obliczeń naukowiec stworzył teorię, zgodnie z którą najbardziej przygnębiający dzień w całym roku przypada na trzeci poniedziałek stycznia. Co istotne, Arnall co jakiś czas weryfikuje swoje założenia, w związku z czym ustalenia te nie są jeszcze ostateczne. Nie zmieniają się jednak ogólne zasady: Blue Monday to dzień, w którym mamy najgorszy nastrój, ponieważ pogoda nie dopisuje (dni są krótkie, a nasłonecznienie słabe), nasze konto świeci pustkami po bożonarodzeniowym szaleństwie (niektórzy zaciągają nawet pożyczki i kredyty, by suto zastawić świąteczny stół i kupić prezenty dla bliskich), porzucamy pierwsze noworoczne postanowienia, których nie udało nam się dotrzymać, mamy niski poziom motywacji, a także czeka nas wiele dni bez żadnego dłuższego wolnego od pracy.
Trzeba przyznać, że choć cała teoria brzmi dość wiarygodnie (kto nie odczuwa choćby lekkiego znużenia i przygnębienia w tym momencie w roku?), jednak jej podstawy trudno nazwać naukowymi. Pierwsze głosy krytyki pod adresem koncepcji Blue Monday pojawiły się niemal od razu po jej sformułowaniu. Badacz Ben Goldcre wypowiedział się na łamach magazynu „Guardian” już rok po ogłoszeniu wzoru na najbardziej przygnębiający dzień w roku: „Dowodem na głupotę tej teorii jest już sam wzór. Nie da się wyprowadzić z niego poprawnego działania i otrzymać konkretnego wyniku. Nic zresztą dziwnego – przecież cała koncepcja i wzór stworzyła po prostu grupa PR-owców”. Sam autor dzisiaj również zdaje się odżegnywać do niegdyś głoszonych przez siebie przekonań, sugerując, by nie traktować ich zbyt poważnie.
Niezależnie od tego, czy 21 stycznia rzeczywiście okaże się najbardziej depresyjną datą tego roku, czy może po prostu dołączy do szeregu trudnych poniedziałków, warto zdać sobie sprawę, że zarówno minione, jak i nadchodzące zimowe miesiące mogą nie być dla nas łatwe. Kiedy rozejrzymy się po świecie przyrody, dostrzeżemy, że wszystkie organizmy „zwalniają obroty” na ten czas. Zima to czas, w którym środowisko zapada w swoisty sen, by obudzić się do życia na wiosnę. Jednak zanim ona nastąpi, będziemy musieli mierzyć się z krótkimi, chłodnymi dniami i brakiem dostatecznej ilości światła słonecznego. To właśnie przez ten ostatni czynnik tak często czujemy się zmęczeni, ospali, przygnębieni i pozbawieni motywacji do działania. Jako że do naszych oczu dociera zbyt mało światła słonecznego, nasz organizm nie otrzymuje wyraźnego sygnału do wstrzymania produkcji melatoniny, czyli tzw. „hormonu” snu. W efekcie krąży on w naszych ciałach przez większość ciała, a my mierzymy się z brakiem energii i najchętniej przeleżelibyśmy cały dzień w łóżku. Oczywiście, wiele zależy od naszych indywidualnych uwarunkowań – jedni odczuwają ten wpływ bardzo wyraźnie, a inni niemal w ogóle. Nie należy się jednak dziwić, jeśli rzeczywiście styczeń okaże się dla nas jednym z najtrudniejszych miesięcy, a jego trzeci poniedziałek – apogeum kiepskiego samopoczucia.
Niezależnie od tego, czy wierzymy w teorię doktora Cliffa Arnalla, czy traktujemy ją z dużym przymrużeniem oka, warto postarać się jak najbardziej odsunąć od siebie zimowy marazm. Niestety, szaro-bura aura pozostanie z nami jeszcze przez jakiś czas, w związku z czym musimy po prostu nauczyć się sobie z nią radzić. Po pierwsze, warto jak najbardziej rekompensować sobie niedobory naturalnego światła. Ideałem byłoby udanie się na choćby krótki urlop do cieplejszego kraju (np. na Wyspy Kanaryjskie, do Egiptu czy Maroko), jednak jeśli nasz stan portfela nie pozwala na takie szaleństwa, musimy zadowolić się „domowymi” sposobami na dostarczenie sobie odrobiny światła. Na rynku można dostać specjalne lampy imitujące światło słoneczne – przydadzą się one zwłaszcza osobom, które mają skłonność do depresji sezonowej lub silnej jesienno-zimowej chandry. Warto spędzać jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu i korzystać z każdego pojawiającego się promyka słońca. Aby nasze mieszkanie wydawało się przytulniejsze, zaopatrzmy się w dużą liczbę zapachowych świec, które stworzą w nim ciepły, niepowtarzalny nastrój. Nie zapominajmy też o ruchu, który dostarczy nam dodatkowej porcji endorfin i doda energii. Nie muszą to być intensywne treningi na siłowni – często wystarczy spacer, taniec (nawet we własnym domu, przed lustrem), wizyta na basenie lub sesja jogi. Każdy powinien wybrać aktywność, która sprawia mu prawdziwą przyjemność. Dostarczajmy sobie również jak najwięcej pozytywnych bodźców: spotykajmy się z wesołymi, życzliwymi osobami, oglądajmy wesołe filmy, zdrowo się odżywiajmy (choć kawałek pysznego ciasta lub czekolady od czasu do czasu z pewnością nie zaszkodzi!), czytajmy dobre książki i co jakiś czas urządzajmy sobie aromatyczne kąpiele w wannie.